Dzisiejszy dzień przyniósł odrobinę emocji :)
otóż wracając z miasta ze współlokatorami, już na ulicy Maeshendre (na ktorej mieszkamy), nagle otworzył drzwi jeden z naszych sąsiadów i spokojnym tonem pyta:
- "Sorry chłopaki, macie może chwilkę? Bo pali mi się w kuchni".
Pędem udaliśmy się do kuchni jegomościa i ku zaskoczeniu wszystkich ujrzeliśmy kuchenkę w ogniu :D O dziwo również w całym jego domu - ani gaśnicy, ani fire-blaknet'u.
Łukasz na jednej nodze skoczył do nas i przyniósł ognioodporny koc, którym ugaśiliśmy pożar.
w ten oto piękny sposób zarobiliśmy butelkę wina i wdzięczność sąsiedzką :D
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
4 komentarze:
Bohaterze,co by świat bez Ciebie zrobił!? ;)
normalnie Fireman Sam :D
Hah.
W ramach jakże ambitnego rozpoczęcia reading weeku przeglądałam sobie właśnie listę aberowych blogspotowych blogów, założywszy się sama ze sobą, czy wpadnę na jakiś bratni-polski.
I zakład, jak widać, wygrałam (co znów tak trudne do przewidzenia nie było)... :D
(Ba, nawet tematyka pożarnicza nie jest mi daleka po ubiegłorocznym, ekhm, zwęgleniu lidlowej bagietki, ale tu lepiej nie wdawać się w żadne szczegóły ;>).
Z deszczowym (walijskim, po prostu?) pozdrowieniem,
Agata
takich domow jest więcej w aber-zgroza
Prześlij komentarz